W nierówno rzniętéj siedmiorakiéj trzcinie,
Którą wosk ścisło trzyma w kupie kruchy,
To w ten flet dmuchnie, to drugi pominie,
A brzeg się bliski głosem i las suchy
Rozlega, i to wrzaskliwe naczynie
Mniejsze do niego zwoływa pastuchy,
A Nimfa, co nam zwykle odgłos czyni,
Z skał się i z skrytych odzywa jaskini.
Postrzegszy Psychy, a ona przez pole
Ledwie za sobą powłacza krok pieszy,
I zgadszy z twarzy, co ją w sercu kole,
Tak ją przywabia i łagodnie cieszy:
„Grubym ci ja chłop, lecz w miłości szkole
Mogę być mistrzem, kto się do mnie śpieszy.
I ty pódź raczéj uczyć się, niźliby
Miałaś chcieć znowu karmić sobą ryby.
„Gdy mężnie znosisz, każdy ból mniéj cięży,
Każdy frasunek zmoże rada zdrowa,
A stały umysł, im większe zwycięży
Nieszczęście, większą sławę sobie chowa.
Wiem, co cię trapi i gdzie-ć serce tęży
I co wykwintność umie Kupidowa,
Ale się nie trwóż! Będzie-ć kiedyś mieło
Wspomniéć, co teraz cierpieć ciężko beło.
„Gniewy, niezgody u tych, których piersza
Miłość zjednoczy, są jak wietrzne miechy,
Któremi się chęć zarzy coraz szersza.
Jak prędko kropla kroplę goni z strzechy,
Tak tam jednanie poswarki zawiersza
I każdy niesmak zakończą uciechy.
Ale téż w każdym najsforniejszym stadle
Między swe maści miłość miesza szpadle.