„Skoczył z pościeli i widząc mię z bronią,
Nie da méj prośbie zmódz swego oporu.
Idź precz, niewierna! (rzekł, pchnąwszy mię dłonią)
Idź precz z serca mego i ze dworu!
Tym, co fortunę lepiéj sobie gonią,
I siostrze starszéj ustąp szczęścia toru.
Tę, a nie inszą, twe zdrady uczynią
W tym sercu panią, w gmachu gospodynią.
„Tak rzekł, a Zefir bez dalszéj dokładki
Porwał i w pustym porzucił mię lesie.
Idź-że ty, siostro, bierz po mnie te spadki;
Witaj dostatki, które-ć niebo niesie.
Ja, któréj szczęście wyskoczyło z siatki,
Pójdę, gdzie oczy, gdzie mię żal poniesie,
A wszędzie z sobą na smyczy powiodę
Skargę na głupstwo i pamięć na szkodę“.
Ledwie co Psyche słów swoich dokończy,
A ta już, chciwa przyszłych pociech, bieży
Tam, gdzie się skała morskim brzegiem kończy,
I tam, czekając posła z wiatru, leży.
„Przydź (mówi), wietrze, przydź, powozie gończy,
Do naznaczonéj zanieś mię już leży;
Bądź przewodnikiem i twą dmą pogodną
Zawieź łożnice boskiéj zdobycz godną!“
Poczuła prędko po onéj modlitwie
Powiewający wietrzyk z bliskiéj chmury
I krzycząc, jakby po wygranéj bitwie,
Jako na pewną rzuca się z téj góry;
Ale po skałach ostrych, jak po brzytwie,
Tu sztukę ciała, tu palce z pazury
Oddziela krukom, i karcze i drzewa
Skórę z niéj szarpią i zazdrosne trzewa.