„Jeszcze ja sama wdałam go w te fochy
I prawie-m była dla niego zwodnicą,
Gdym mu, nie wiedząc, żeby tak był płochy,
Zleciła mścić się nad tą paskudnicą!
Snadź to ty mniemasz, że ludzkie macłochy
W niebo przeniesiesz tą swoją łożnicą?
Nic z tego: sam téj Jowisz nie osadzi
W niebie, co ze mną na ziemi się wadzi.
„Czy to rozumiesz, niegodny wyrodku,
Że mi tak spieszne dokuczyły lata,
Że już nie mogę więcej mieć przypłodku
I urodzić ci poćciwszego brata?
A ja, żeby cię pogrążyć do spodku
I żeby-ć mych łask cięższa była strata,
Między podlejszych niewolników gminem
Wezmę jednego i zrobię go synem.
„Jemu dam strzały, miłości szafarki,
Jemu pochodnią, łubie i łuk tęgi
I w pstre skrzydełka ustroję mu barki,
A ciebie w grube ubiorę siermięgi
I bakałarza-ć tak wsadzę na karki,
Że cię oduczy do panien włóczęgi!
Obaczę, jak się poprawisz do roku,
Gdy-ć w cuchthauzie ujmą i obroku.
„Jeszcześ ty z młodu wyrządzał mi figle,
Aniś honoru oddawał winnego,
I panie duszki często niedościgle
Wodziłeś, zdrajco, do Marsa mojego.
Alem cię teraz doszła jak po igle
I zapłacisz mi za się i za niego.
Wnet do samsiadów po poradę idę,
Jako cię światu podać mam w ohydę“.