„A jeszcze mię chcesz tą brzucha puchliną
I przyszłym zmiękczyć, niecnoto, przypłodkiem!
I, że dziedzicy moi nie zaginą,
Za tym, co go masz w żywocie, wyrodkiem!
O, jakie szczęście, że za twą przyczyną
Babką zostanę w młodym wieku słodkiem!
I że nie godna jedna licha suka,
Z boskich zalotów, Wenerze da wnuka!
„Ach! nazbyt-by to? nie daj tego, Boże!
Nie synem-by był i ledwie bękartem:
Skrycie zawarte wesele zwać może
Zabawną bajką i łożnice żartem.
Ślub potajemny, niepoćciwe łoże
Matkę potępia i z płodem zawartem.
A onaż mi to dziedzica przypłodzi?
Choćbym wytrwała, aże się urodzi!
„Ale nie wytrwam, żeby ta niecnota
Miała doczekać krzcielnego obchodu!
Rozedrę ją wnet i sama z żywota
Niedojrzałego dobędę jéj płodu!
I syna mego swawolna robota
Nie przyczyni mi sromotnego rodu.
Dopioro wtenczas, za tym jéj pomiotem,
Rozbrat uczynię z gniewem i z kłopotem.“
To rzekszy, Psyche za warkocz porywa.
Jakie niebieskiéj duszy zajuszenie!
Bije i włóczy, póki jéj sił zbywa,
I aż do ciała zdziera z niéj odzienie:
O! jak potężnie gładkość nieszczęśliwa
W nagie podana od niéj wyrażenie!
Miłość i litość ogień, żal budziła;
Żal jéj, żal było; lecz barziéj paliła.