Zdesperowawszy w tych pracach dziewczyna,
Bieży się topić prosto w tym potoku
I skończyć swoje trudy; ale trzcina,
Co i w téj rzece rosła i po boku,
Natchniona własnym duchem Kupidyna,
Od śmiertelnego wstrzymawa ją skoku:
„Nie top się (mówi) z takowéj przygody
I nie maż swoim mordem mojéj wody!
„Ale téż nie myśl, żebyś bez przestrogi
Chciała się żywo wrócić z złotym runem!
Srogie to bydło, ma w sobie jad srogi;
I, choć się pięknym nakrywa całunem,
Z marmuru czoło, ze stali ma rogi;
I uciekłabyś łacniéj przed piorunem!
Straszny jest ich wzrok, jadowite rany;
Takie-ć to każą podstrzygać barany!
„Ty jednak, kiedy południe przeminie,
Pod które w cieniu odpoczywać zwykły
Po gzie i swojéj największéj wścieklinie;
Wnidź w gaj, gdzie gęstwą najbarziéj zawikły,
I ukrywéj się tak pilno w krzewinie,
Żeby-ć te śpiące owce z oczu znikły.
W ten czas po krzakach zbieréj wełnę, którą
Tam zostawują trąc się o nie skórą.“
Posłuszna Psyche, w czasy naznaczone
Bieży do gaju, jakby miała skrzydła,
I upatruje, chociaż snem zmorzone,
Straszliwe jednak niebezpieczne bydła.
A kosmki złote po drzewach zwieszone,
Na Wenerzyne kradnie motowidła.
I oddaje jéj odważne przędziwa;
A Wenus za cud wielki ma, że żywa.