Gryzie się w sobie, że tak trudna praca
Nie złamie Psychy ni serca, ni statku
I że się zawsze jak z wygraną wraca
I że jéj synek pomaga w ostatku.
Skąd się tym barziéj do pomsty obraca
I w myślach swoich szuka po dostatku,
Co niebezpieczno, co straszy, co trudni;
Choćby téż szukać aż w piekielnéj studni.
„Idź mi (powiada) nieleniwym krokiem
Tam, gdzie wierzchołek niedostępnéj skały
Przeczystéj wody obmywa się stokiem,
Chociaż jéj źródła w piekle się schowały!
I tam, na nurcie téj rzeki głębokiem,
Napełnij na mą potrzebę kryształy,
A bądź ostrożna! jeźli-ć miłe zdrowie;
Bo się téj wody boją i bogowie!“
Szuka téj rzeki Psyche, która skrycie
W piekielnych krajach wziąwszy swoje źródła
I w Acheroncie i w ciemnym Kocycie
Na świat się góry wierzchołkiem wywiodła:
Znajduje wprawdzie, ale gdy w korycie
Czerpać ją myśli, barzo się zawiodła
I widzi, że jest niepotrzebnym posłem,
Gdzie przebyć ledwo może skrzydeł wiosłem.
Wierzch skały wszytkie przenosi obłoki
I ociosany zewsząd, nieba tyka,
Z którego, ledwo wybuchną potoki,
Zaraz je bliska jaskinia połyka.
Widzi na straży dwa bezsenne smoki;
Wszędzie przepaści i przerwy potyka.
By, dobrze, żadnéj nie było tam straży,
Nikt się przybliżyć bez śmierci nie waży.