Cieszy to Psyche, i chcąc nieodwrotny
Skończyć bieg życia, i co ją zabija,
Bieży ku skale w zawód tak ochotny,
Że pierwsze mężnie postrachy pomija:
Ale Jowisza orzeł prędkolotny
Te jéj zamysły ratunkiem wybija
I, wydarszy jéj flaszkę w swe pazury,
Wzbija się od niéj aż na sam wierzch góry.
I tam, śmiertelną napełniwszy wodą,
Oddaje nazad zupełne naczynie:
Czy zniewolony stroskaną urodą?
Czyli téż sobie łaski w Kupidynie
Szukał, wiedząc, że strzały jego bodą;
Tak w ludziach serca, jako i w zwierzynie;
I, że się słusznie przy takim rycerzu
Boi o skorę, co w sierci, co w pierzu.
Zadziwiła się Wenus, i bez miary
Zgniewana, Już też tego nazbyt! (rzekła)
Widome to są gusła, jawne czary,
Żeś dotąd żywa i żeś się nie wściekła.
Ale ja przecie poślę cię na mary,
Obaczę, jeśli powrócisz i z piekła:
Idź z tym pudełkiem tam, gdzie przy Tenarze
Loch Acheronckiéj daje przechód parze!
„Przez te podziemnych przepaści kominy
Przebierz się na dół, jakbyś miała skrzydła:
I proś ode mnie siostry Prozerpiny,
Żeby mi swego przysłała bielidła,
Którym się piękną Plutonowi czyni.“
Psyche co sobie w pracy na śmierć zbrzydła,
Prosto na pewną zgubę rada bieży:
Ale ją z pustéj życzliwy głos wieży