Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/309

Ta strona została przepisana.
CCLXXXVII.

Tymczasem bożek bojąc się skrzydlaty,
Żeby przez nowe Wenery wymysły
Ostatniéj Psyche nie poniosła straty,
Opadł Jowisza i swój związek ścisły
Odkrywa ojcu i prosi jak taty,
Żeby za żonę, w czym wszystkie zawisły
Jego pociechy, Psyche, jak dar wielki,
Odniósł od niego i od rodzicielki.

CCLXXXVIII.

Jowisz przyjmuje tę prośbę łagodnie,
I, pogłaskawszy synaczka pod brodę,
„Lubo twe (mówi) wiadome są zbrodnie,
Że wszędzie siejesz fochy i niezgodę,
Mnie nawet w sercu podniecasz pochodnie,
Przecie do zgody z matką cię przywiodę.
„Tylko też o mnie pomnij, panie synku,
Gdy co gładkiego będziesz miał na szynku.“

CCLXXXIX.

Zwoływa zatym niebianów Merkury;
A gdy na miejscach swych zasiedli w radzie,
Jowisz tak zaczął: „Kto tu jest z was, który
Na Kupidyna skargi swéj nie kładzie!
Jakie on stroje i jakie kaptury
Téj najjaśniejszéj przywdziewa gromadzie:
Temu przypala serca, temu nogi
Cztery przyprawia, temu skrzydła, rogi.

CCXC.

„Co gorsza, nasze łożnice otwiera
I we dwój sposób z żonami nas wadzi!
Teraz się dusznie żenić sam napiera;
Kładę, że na to zezwolicie radzi!
Niechaj téż dozna, co w sobie zawiera
Małżeński związek, i niechaj z téj kadzi
Trunku skosztuje! Zgoda-ż na to Rzeszy
Niebieskjéj, żeby tam wisiał, gdzie zgrzeszy?“