Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/317

Ta strona została przepisana.
Ximena.

Siłaś to zacenieła; serce me, co mierzy
Szczęście swe krótką piędzią, ledwie-ć tyle wierzy.

Elvira.

Powiem więcéj: utwierdza i jego zaloty,
I chce, aby doznawał po tobie ochoty.
Cóż mniemasz? kiedy ociec jego w dziewosłęby
Dziś się téż wyprawuje; jeźli próżne z gęby
Puści słowo; i jeźli mógł w lepszą godzinę
Prosić o cię i wnosić za synem przyczynę!

Ximena.

Chociaż twoja życzliwość te smaki rozszerza,
Przecię im (nie wiem czemn) serce nie dowierza.
Wielkie szczęście, wielkie téż ma w sobie odmiany,
A kęs, i z gęby zginie, gdy nie obiecany.

Elvira.

Obaczysz, że się suszysz bojaźnią daremną.

Ximena.

Więc czekajmy cierpliwie, co zaś da. Pódź ze mną.


SCENA III.
Królewna, Leonora, Pacholę.
Królewna do Pacholęcia.

Pódź i powiedz Ximenie, że mię to obchodzi,
Że dziś późniéj jest u mnie, niżeli się godzi,
I że się z jéj lenistwem przyjaźń moja swarzy!

Leonora.

Co dzień widzę, królewno, ta cię żądza parzy
I co dzień pilnie pytasz, a jakoby z smutkiem:
Jakim się jej zaloty zawierszają skutkiem?

Królewna.

I słusznie téż to czynię; ona jak przez dzięki
Odebrała Bodrika za sługę z mej ręki:
I, że kocha w Rodriku, ja-m ich to złączyła,
Ja-m jéj dzikość na stronę jego zwyciężyła:
Słusznie tedy, kiedym ich dała w te okowy,
Chcę wiedzieć, jeśli mojej rady skutek zdrowy?

Leonora.

Przecie, królewno, chociaż się im dobrze dzieje,
Tobie dobra myśl ginie i serce truchleje.