Mój honor jest i jego, i taż nieszczęśliwa
Zniewaga płaszczem wstydu i jego nakrywa.
Rodriku! czy mąż-eś ty?
Gdyby pytał o to
Nie ociec, doświadczyłby!
O wdzięczna ochoto!
O godny gniewie, w którym żale me spokoję,
Z téj chwalebnéj kolery poznawani krew moję.
I młodość mi się wraca, z téj rześkiéj ochoty:
Pódź, moj syna, moja krwi, wywiedź mię z sromoty.
Pódź, zemścij się!
A czego?
Ostatniéj zniewagi,
Która śmiertelne dała sławie naszéj plagi,
Pogębku mnie danego; dałciby był garło,
Gdyby chęć moje słabe ramię było wsparło!
Tę broń, któréj dotrzymać nie mogłem, i razem
Oddaję-ć w lepsze ręce pomstę swą z żelazem.
Idź! i nie dawaj po świecie krzywdzie mojéj chodzić;
Tylko krwią ten się może raz zmyć i nadgrodzić.
Umrzyj, albo go zabij. A tegoć nie taję,
Że-ć męża walecznego do rozprawy daję.
Widziałem, gdy sam a sam gnał przed sobą kupy,
I w bitwach, jako wałem, otaczał się trupy.
Nie baw, ojcze, a imię powiedz mi co prędzéj.
Powiem, ale to imię przestraszy cię więcéj!
Większéj będąc niż rycerz, niż kawaler ceny,
Bo to...
Co?... dokończ proszę...