Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/329

Ta strona została przepisana.
325
cyd.
Gomes.

Znam.

Roderik.

Mówmy cicho chwilę.
Wiesz-że, że tego starca męstwo było wzięto
Za jeden cud na świecie i cnotę, wiesz-że to?

Gomes.

Może być.

Roderik.

A ta rześkość we mnie, że to jego
Wre krew własna, wiesz-że to?

Gomes.

A mnie co do tego!

Roderik.

Nauczę cię, co-ć na tym, trzy kroki stąpiwszy.

Gomes.

Młodziku!

Roderik.

Nie bądź hardy, jeszcze się nie biwszy!
Młodym-ci, prawda; ale kto w serce bogaty,
W czas poczyna, i męstwo nie czeka za laty.

Gomes.

Ty chcesz ze mną zaczynać, ty, coś jeszcze razu
Nie pozwolił się z pochew pokazać żelazu?

Roderik.

Tacy, jak ja, za pierwszy raz każą o sobie
Sądzić, mistrzowskie dając sztychy w pierwszéj próbie.

Gomes.

Wiesz-że ty, kto-m ja jest?

Roderik.

Wiem... i wiem, że kto inny
Na samo imię twoje drżałby jak list winny.
Ze stu wieńców, któremi głowa twa okryta,
Zda się, że każdy śmierci méj prognostyk czyta.
Mam sprawę z ręką, dotąd nieprzezwyciężoną,
Lecz będę miał dosyć sił, wsparty prawą stroną.
I kto czyni o ojca, każdą siłę zmoże.
Twa ręka nie przegrała, ale przegrać może.

Gomes.

To serce bohatyrskie, które masz w téj dobie,
Dawno-m ja ze wszytkich spraw upatrował w tobie.
I kładąc, żeś miał wspierać hiszpańską koronę,
Wcześnie-m ci córkę swoje przeznaczał za żonę.