W téj pomście, co mnie smakiem, a Ximenie męką,
Ja-m jest hersztem, ja głową, a on tylko ręką.
Ximena na Rodrika nic nie skarżyłaby,
Gdyby to, co on, sprawić mógł był mój wiek słaby.
Skarz tedy, królu, głowę, bliską téż już końca,
A niechaj żyje ramię, państw twoich obrońca.
Uczyń dosyć krwią moją żałobnéj Ximenie,
Daj ten plastr i lekarstwo na jéj utrapienie.
Gotów-em dekret śmierci stwierdzić swą pieczęcią.
I byle bez sromoty umrzeć, umrę z chęcią.
Sprawa to niepoślednia i w zupełnéj radzie
Trzeba o niéj pomówić. Tymczasem w zakładzie,
Diego, pod swym słowem zostawaj przy dworze.
Sancty! odwiedź Ximenę. A niż zgasną zorze,
Niech szukają Rodrika. Będę-ć się mścił ojca.
Słuszna, żeby dał garło, o królu, zabojca!
Nie trap się, moja córko, i znoś ten raz stale.
Trudno bez utrapienia takie znosić żale...
Rodriku, cóż tu robisz? co tu chcesz, nieboże?
Szukam nieszczęściu końca, który tu być może.
Ale skąd ci ta śmiałość, że tu swą osobą
Przychodzisz w dom, któryś sam napełnił żałobą?
Czy chcesz jeszcze i duszę hrabie wygnać z domu?
Cóż? czyś go nie ty zabił?
Bez wiecznego sromu
Nie mogła moja ręka nie skrócić mu życia.