Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/341

Ta strona została przepisana.
317
cid.


Elvira.

Lecz szukać swego w domu niechętnym ukrycia
Kto kiedy winny myślił? I co to za sprawa?
Kto kiedy mężobójca stawił się do prawa?

Roderik.

Nie dziwuj mi się więcéj, ani mi patrz w oczy.
Śmierci pragnę, com ją dał, i czekam ochoczy.
Dekret mi pisze miłość, Ximena jest sędziem.
Póki się gniewa, poty śmierci godni będziem.
I to mnie tu przygnało, abym przyjął z dzięką
Skazanie na śmierć z jéj ust, śmierć samę jéj ręką.

Elvira.

Uciekaj raczéj przed nią, bój się jéj urazy,
Nie nacieraj na pierwsze żalu z gniewem razy!
Wynidź z domu! Bytność twa, jako ogień plewy
Podżarzy; popędliwość podpali jéj gniewy.

Roderik.

Nic, nic nie może ona, niech się jak chce stawia,
Nazbyt mi być surową, czynić mi bezprawia.
Ja dokażę, czegom chciał, jeżeli z téj miary
Rozżarzę i do prędszéj pobudzę ją kary.

Elvira.

Ximena jest u dworu, skąd ją odprowadzi
I połowica dworu i zgraja czeladzi.
Wynidź! wynidź! Cóż rzeką, widząc cię tu, ludzie?
O zmyślonéj Ximeny w żalach jéj obłudzie
Czy chcesz, żeby rzekł język uszczypliwéj mowy,
Że z mordercą ojcowskiéj ma przewodnią głowy?
Przydzie prędko; już idzie. Choć dla plotek dworu
Skryj się, Rodriku, i miéj pieczą jéj honoru.


SCENA II.
Elvira, Ximena, Sancty.
Sancty.

Tak jest, słuszny jest twój gniew; i płacz sprawiedliwy
Wyciąga, żeby nie był winowajca żywy.
Ja téż nie chcę słownemi wywody tam zmierzać,
Żebym miał żal twój cieszyć i gniewy uśmierzać.
Ale jeźlim ci służyć i godny i zdolny,
Skarz, proszę, przez broń moje postępek swawolny,