Nędzna dziewko! to oboje
Rozrywają twoje chcenia!
Rodriku! mogłabym cię z cnot pojąć bez sromu;
Lecz choć mężny, przecieś nie z królewskiego domu.
Niemiłosierne nieba! których złe obroty,
Miłość mą i sławę dzielą!
Ktoby rzekł, że poznanie tak wysokiéj cnoty
Sercu miało być jadem i oczom kąpielą?
O Boże! jakież się ścielą
Sercu biednemu kłopoty?
Kiedy nie może z dwojga trzymać się jednego,
Ani miłości puścić, ani wziąć miłego!
Ale błądzę! i rozum pychą omamiony,
Opuszcza posiłek zdrowy.
Choć samym tylko królom mój ślub naznaczony,
Rodriku! bydź pod tobą nie byłby wstyd nowy.
Dwóch królow wziąwszy w okowy,
Łacno-ć będzie o korony.
I Cid, to wiekie imię, stanie za dowody,
Któreć będą a wrychle hołdować narody.
Godzien mnie jest, alem go oddała Ximenie.
Ta mi szczodrość moja wadzi:
Ociec zabity słabe czyni poróżnienie
Między niemi, i pomstę krew lekko prowadzi.
Nic tu tedy nie poradzi
Ich zwada na me płomienie,
Gdy na mą biedę depcą ojcowskie popioły,
I miłość między dwiema trwa nieprzyjacioły.
Pocóż tu, Leonoro?
Wyrazić się śpieszę,
Jak się wielce z pokoju myśli twoich cieszę.
Skądże ten pokój, gdym ja najbardziéj strapiona?
Jeźli miłość nadzieją żyje i z nią kona,