Ten pojedynek nicby dla ciebie nie sprawił,
Gdyby cię znowu w pienią i w sąd smętny wprawił,
Gdybyś znowu musiała kłopotom wpaść w łyka,
I, przeciw chęci, skazać na śmierć Roderyka:
Nie, nie! lepiéj bogowie zad twym szczęściem czuli,
Niech mu dadzą zwycięstwo, które cię utuli;
I niech król (jako niosą téj bitwy zakłady)
Tam twe chęci obróci, gdzie się skłonią rady.
Choć wygra, jeszcze nie tak gotowa zapłata,
Można moja powinność, wielka moja strata,
I jeszcze tryumfu z nich kłaść sobie nie może,
Choć król tak chce, choć w bitwie Sanctego przemoże:
On ci łacno Sanctego zwycięży bez potu,
Ale z sławą Ximeny zażyje kłopotu,
I jeszcze, cóżkolwiek król przyrzekł za tę bitwę,
Musi się nie przez jednę dobijać mnie brzytwę.
Ha! bój się, że zaś niebo dla pysznéj swawoli
Wysłucha cię, i pomsty-ć nad miłym pozwoli.
Cóż to jest? chcesz gotowe szczęście wypchnąć z domu!
Możesz milczeć z sumieniem dobrym i bez sromu;
Cóż chcesz wskórać? jakiegoż pragniesz więcéj wieńca?
Czy wrócić ojcu żywot? śmierć twego młodzieńca?
Czy chcesz jakoby dosyć nie było raz stracić,
Żal żałobą, i jednę stratę drugą płacić?
Hej, porzuć to! ba, wierę źle płacisz swe długi,
I niegodnaś, odpuść mi, tak wiernego sługi.
I snadź niebo sprzykrzywszy sobie twoje zrzędy,
Sanctego na małżeńskie zachowa obrzędy.
Dosyć cierpię, Elviro! nie chciéj mię tą wróżką
Straszyć i bojaźliwą dobijać przegróżką;
Chciałabym, gdyby można, obu się uchronić,
Jeźli nie, Rodrika-bym sama chciała bronić,
Nie żebym w nim kochała, z sławy méj upadkiem,
Ale, że, gdyby przegrał, Sancty mię ma spadkiem.
Z tego strachu, Rodrik ma przychylność mą całą.
Cóż to widzę, nieszczęsna? ach! już ci się stało!