Gubiemy ten czas, bez chyby gubiemy,
Który nie w spólnym kochaniu trawiemy,
Żal mi dni moich darmo[1] przebieżałych
I w głupstwie moim nocy owdowiałych.
Żal się, Boże, dni, które po próżnicy
Trawię, mogąc ich zażywać w łożnicy.
I w téj zabawie, która, im się liczy
Częściéj, tym więcéj w sobie ma słodyczy.
Odmień, prostaczko, umysł, bo na mało
Będziesz chwytała czas, gdy go nie stało[2].
Kiedy z ust moich wynidą te słowa
Rzeka się wróci na wstecz, gdzie jéj głowa,
Wilk przed baranem uciecze lękliwy[3],
Zając ugoni charta, a mrukliwy
Niedźwiedź w jedno się z rybą gniazdo zniesie,
Albo on[4] w morzu będzie a ta w lesie.
Uporna młodość! taką-m ja téż była.
Tak-em twarz i stan i włosy nosiła.
Złoto jak i ty, tak usta rumiane
I róże z mlekiem w jagodach zmieszane.
Wszystek mój stan był gaje lepem kropić
I sieci rzucać, śladem zwierza tropić;
Albo go w miejscu bystro upatrować,
Albo łuk ciągnąć, oszczepy hartować.
I gdym postrzegła, że kto patrząc na mię
Dał wnętrznych ogniów zwierzchnie wzrokiem znamię,
Jak nietykana oczu-m przenurzała,
I grubym-em się wstydem zapalała.
Dziewczęcy mój był wiek i brzydziło,
Co we mnie inszym przyjemniejsze było,
Jakby to winą było i sromotą,
Że mię kochając służono z ochotą!
Lecz czas zwyciężył, co wiernego sługi
Nie utrzymają uporne usługi.