Słyszałem, że się na mój odzywały
Głos rzewny nieme wody, głuche skały;
Wzdychały drzewa nad mojemi łzami,
Jęczały lasy, dąbrowy z górami,
Alem nie wiedział, ani sobie tuszę
Napaść strapionym tym widokiem duszę,
Żeby się gorzką poruszyła mową[1]
Ta, co zwierzem jest, a nie białogłową.
Boć nie jest człekiem, co bezrozumnemu
Przodek w litości stworzeniu niememu
Puściła, nie chcąc o mnie miéć téj pieczy,
Którą się zdadzą miéć bezduszne rzeczy.
Owieczka trawką, wilk owcami żyje,
Lecz miłość sama okrutne łzy pije.
Ani się jéj te przyjedzą...
Ach! syta,
Krwie mojéj pragnie, którą przed jéj oczy
I téj okrutnéj ręka ma wytoczy.
A cóż to gadasz? czy-ć się śni na jawie?
Najdziesz tę, co cię przytuli łaskawie.
Kiedy ta gardzi, pociesz się, nieboże!
Kogoż ten znajdzie, kto siebie nie może ?
Jakoż co znaleść i przybrać do smaku,
Gdym sam o sobie już zginął do znaku ?
Nie trać nadzieje; możesz ją za laty
Pozyskać i swéj powetować straty.
Taki-ć czas uczy rządzić lwa wędzidłem
I tygrysami kierować jak bydłem.
- ↑ W rkp. gorzka mowa.