Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/393

Ta strona została przepisana.

Żem ledwie był żyw i żem po próżnicy
Chciał odpór dawać takowéj tęsknicy,
Tak-em z jéj oczu pił jad ozłoconych,
Który choć słodki był, nad przyrodzony
Obyczaj jednak przy téj swéj ozdobie
Zostawiał coś mi gorszego po sobie.
Wzdychałem często, a przyczyny tego
Nie umiałem dać wzdychania częstego.
Tak mię naprzód miłość pod władzę podbiła,
Niżelim wiedział, coby miłość była;
Alem się wkrótce dowiedział. Ty mało
Słuchaj, a pomni, jako się to stało...

Thyrsis.

Słucham.

Amyntas.

Siedziały raz samym wieczorem
Filis z Sylvią w cieniu pod jaworem
I ja téż z niemi[1] siedział w tymże rzędzie,
Kiedy dowcipna pszczoła, która wszędzie
Po pełnych kwiatkach wonny kwiat zbierała,
Lichym brzęczeniem miedzy nas wleciała,
I tak Filidzie padszy na jagodzie
Różanéj — a snadź takowéj przygodzie
To podobieństwo okazyą było,
Że się różane zdało kwiatkiem ciało —
Raz ją i drugi chciwa ukąsiła
I w jéj się ślicznéj twarzy wyżądziła,
Filis się pocznie skarżyć niecierzpliwa
I żądła sobie z jagody dobywa,
Że się od bólu, jak to panna, wściekła.
Ale jéj piękna Sylvia tak rzekła:
„Nie płacz, siostrzyczko; jest na tę gotowy
Ratunek ranę: ja pewnemi słowy
I swym poszeptem nie tylko-ć ją zgoję,
Ale i sam ból oraz uspokoję.
Mnie tych Likorys nauczyła czarów
Nie darmo i nie bez kunsztownych darów;
Dałam jéj trąbę słoniową robotą,
Piękną obrączką opasaną złotą“.

  1. Rkp. z nim.