Która wynikła z Sylviéj powieki.
Sroga miłości! okrutna na wieki!
Sylvia na me mniéj dbała niewczasy,
Niż twardy kamień, albo głuche lasy.
O! jak ci słusznie to od lasów wzięte
Imię należy! Las ukrywa kręte
Węże w swym kwieciu, i kto przezeń jedzie,
Często napadnie na lwy i niedźwiedzie.
A ty gospodę w sercu urodziwym
Dajesz niechęciom, gniewom popędliwym,
I okrutności hartujesz oręże,
Gorszym bestyom, niż lew, niedźwiedź, węże;
Bo te uskromisz pastwą, albo groźbą.
Tamtych ni darem ugłaszczesz, ni prośbą.
Kiedy-ć więc kwiatki ogrodne przynoszę,
Nie chcesz; ja tylko wstyd nazad odnoszę.
Podobno nie chcesz brać kwiatków z ogroda,
Że-ć ich dość na twarz nakładła uroda.
Kiedy-ć oddaję jabłka, ty je hardą
Odrzucasz ręką i karmisz mię wzgardą.
Podobno przez to o jabłka nie prosisz,
Że w swym zanadrzu najcudniejsze nosisz.
Kiedy cię w plastrach poczęstuję miodem,
I tym pogardzasz i stawiasz się lodem.
Podobno, że masz w uściech smak wysoki,
Nad cukier i nad lipcowe patoki.
Aleć że więcéj moja nie przemoże
Chudoba, ani-ć ofiarować może,
Czegoby nie był dostatek u ciebie,
Cóż? gardzisz i tym, a z jakiéjże miary
Z mojéj ostatniéj przeszydzasz ofiary?
Wierę-m nieszpetny widziałem się w wodzie
Morskiéj niedawno, kiedy przy pogodzie
Płasko leżała, a wiatry milczały
I nie burzyły morza szumne wały.
Ta moja rydza twarz i juchy pełna,
Te rozłożyste barki i zupełna
Postać, te ręce niepapinkowate,
Silne ramiona i piersi kosmate
I kozim włosem przyodziane udy
Stoją za dowód sił moich niechudy.
Z nich moje moc możesz oszacować;
Jeśli nie wierzysz, to chodź raz spróbować.
Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/400
Ta strona została przepisana.