Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/402

Ta strona została przepisana.

Gładkość i grzeczność z pannami się rodzi
I tym nas płeć wojuje i szkodzi.
A ja-m czemu sam dyskret tylko? czemu
Sił nie zażywam ku swemu dobremu?
Gdy mię natura w sile opatrzyła
I tak sposobnym do gwałtu stworzyła,
Wydrę i gwałtem gładkiéj niewdzięcznicy,
Kiedy szanując, proszę po próżnicy.
A jak mi jeden pastucha powiedział,
Który jéj zwyczaj oddawna przewiedział,
Zwykła Sylvia pod ciepłe południe
Chodzić do jednéj sama tylko studnie,
I już wiem, gdzie to. Tam ja utajony
Skryję się za płot, albo w krzak zielony
I czekać będę, aż przyjdzie; a skoro
Upatrzę swój czas, skoczę do niéj sporo.
To będzie moja! Bo cóż sprawi pilnym
Biegiem lub ręką przede mną tak silnym,
Tak rączym, słaba dziewka? Niechże kwili,
Niech wzdycha w ten czas; pewnie się omyli.
Nic jéj gładkości nie pomoże z głosem
Pokornym; owszem, okręciwszy włosem
Jéj własnym rękę, dotrzymam jéj sobie.
I tak w nagrodę i w pomsty sposobie,
Nie pierwéj puszczę pieszczonych warkoczy,
Aż w jéj krwi Satyr broń swoję umoczy.

SCENA II.
Daphnida i Thyrsis.
Daphnida.

Dawnom ja tego w Amyncie postrzegła,
Że mu Sylvia dużo myśl zaległa,
I Pan Bóg widzi, że mu, ile mogła,
Służyła i w tym i szczerze pomogła.
I teraz będę tym barziéj, że prosisz
Za nim o pomoc i przyczynę wnosisz.
Ale-ć to powiem, żebym prędzéj z srogich
Niedźwiedzi, prędzéj z tygrów prędkonogich
Głaskaniem wygnać wolała dziczynę,
Niżeli głupią unosić dziewczynę.