Wątpienia, powiem: zastałam ją wczora
Tu blisko miasta, gdzie gęste jeziora
Występkę czynią, na któréj[1] zaś czysty
Zdrój leje z siebie potok przezroczysty,
A ona siedzi zadumana wedle
Stoku i w nim się jako we zwierciedle
Przegląda, coraz w jasną patrząc wodę,
Własną ugadza po czole niezgodę:
To szlarkę wdziewa na ozdobne skronie,
To wtyka kwiatki, co miała na łonie;
Drugi raz białe porwawszy lilije
I krwawe róże, te do śnieżnéj szyje,
Te blisko do warg rumianych przytyka
I tak stosuje kolory i styka.
Po tym, jakoby z swojego wesoła
Zwycięstwa, że jéj polna płeć nie zdoła,
Uśmiechała się, jakoby mówiła:
Przeciem was, piękne kwiatki, zwyciężyła
I nie noszę was, żebyście co miały
Zdobić mię, ale żebyście przyznały
Wstyd wasz, i że mam nad wami wygraną.
Wtym kiedy się tak stroi, przydybaną
Będąc ode mnie, odwróciwszy oczy
Jakoś od stoku, ledwo mię co zoczy,
Zapłonęła się i z onéj usiadki
Wstała, narwane upuściwszy kwiatki.
Ja-m się rozśmiała, tym barziéj po twarzy
Z mego się śmiechu rumieniec jéj żarzy.
A że jedne już rozplecione włosy,
A drugą miała związaną część kosy,
Kilkakroć oczy do stoku się radzić
Posłała, co jéj mogło w stroju wadzić,
A z czym jéj pięknie; a wszytko tak zmyślnie,
Jakby ukradkiem, albo nieumyślnie.
I widziałać to we szkle tego zdroju,
Że zupełnego nie skończyła stroju;
Lecz stąd swą gładkość zrozumiała hojną;
A ja-m to milczkiem uważała sobie.
To mi powiadasz, co ja dawno tobie.
- ↑ W rkp. który.