Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/405

Ta strona została przepisana.
Daphnida.

Prawda, że zgadłeś! lecz przedtym nie takie
Pasterki byłe proste i jednakie
Bez figlów; i ja pomnie, że w młodośći
Nie miałam tyle mózgu i chytrości.
Świat co raz starszy, a im siwszy laty,
Tym więcéj w zdradę i chytrość bogaty.

Thyrsis.

Podobno w ten czas wymyślnie mieszczanie
Nie dbali o wieś i piękne mieszkanie,
I nie tak często mieszały się z miasty
Dla targów nasze jak teraz niewiasty.
Teraz się nawet domy i rodzaje,
Złączyły sposób życia i zwyczaje.
Ale puściwszy te mowy na stronę,
Swego Amyntę znowu przypomionę.
Proszę, racz mu to u Sylviéj sprawić,
Żeby się z nią mógł rozmową zabawić.

Daphnida.

Nie wiem, wstyd u téj dziewki nieprzełomny.

Thyrsis.

A on zaś nazbyt wstydliwy i skromny.

Daphnida.

Nie wskura nigdy młodzieniec wstydliwy
I twój Amyntas, że nie natarczywy.
Poradź mu, niechaj, choć go to zasmuci,
Kiedy takim jest, tę miłość zarzuci.
Kto się kochać chce, téj niechaj skromności
Służbę wypowie, a służy miłości.
Niech będzie śmiałym i niezbytnym snadnie,
Przykrzy się, prosi, swarzy i ukradnie.
Niechaj nalega, a jeśli w téj mierze
Nie dosić na tym, niech i gwałtem bierze.
Jeszcze to wasza niedościgła głowa,
Jakie to zwierzę sztuczne białogłowa.
Ucieka, a jeśli ją kto goni,
Pogląda nazad i czeka pogoni.
Odmawia, ale czego zaprzy słowy,
Da w rzeczy saméj, kiedy kto gotowy.
Broni się, ale tak się broni, żeby
Z przegraną wyszła z takowéj potrzeby.
Widzisz, mój Thyrsis, ja z tobą tak idę
I mówię szczerze, ale i w ohydę