Ale że gadki mniéj potrzebne skrócę
I do rzeczy się rozpoczętéj wrócę:
Wszystko zawisło na tym, żebyś w drodze
Do zdroju, że tak trapi swego srodze
Amyntę, twardéj Sylviéj ganiła
I namowami upór jéj miękczyła.
A ja tymczasem Amyntę sprowadzę,
Jeśli bojaźni jego co poradzę.
I nie na mniejszą pracę Thyrsis idzie
Nad te, które swój polecił Daphnidzie.
Idź tedy.
Idę, ale co inszego
Chciałam ja odnieść z dyskursu naszego.
Któż to tam idzie, czy Amyntas, czyli
Kto inszy? Ona jest; wzrok mię nie myli.
Pójdę się dowiem, jeśli mi co zjawi
Thyrsis dobrego? a jak nic nie sprawi,
Pierwéj niż żałość ze mną toż uczyni,
Wolę się zabić w oczach téj bogini.
Bo jeśli się jéj ta, która krew toczy
Z serca mojego (sprawa ślicznych oczy)
Podoba[1] rana, rozumiem, że i tą
Nie wzgardzi raną, którą pierś przebitą
Od mojéj ujzrzy dobrowolnie ręki.
Dobra nowina! poprzestań téj męki,
Amynta, weźmiesz nagrodę swéj wiary.
Mów w skok, co niesiesz: czy żywot, czy mary?
Żywot ci niosę, Amynta, przy zdrowiu,
Jeśliś oboje przyjąć pogotowiu;
Ale trzeba być mężem nieospałym.
- ↑ W rkp. Podobna.