Miłość z niełaską, na nich kładę winę.
Dwaj to potężni są nieprzyjaciele,
I gdy się złączą, dokazują wiele.
Powiedz wyraźniéj, jak to sprawa była?
Kochał się w pannie; ona nim gardziła.
Powiedz obszerniéj, wszak tu blisko bieży
Gościniec, którym albo sam nadbieży,
Albo, nim twojéj dokończysz powieści,
Zasiągniesz o nim od podróżnych wieści.
Powiem i z chęcią, żeby tak pohany
Postępek słusznéj nie uszedł nagany.
Wiedział Amyntas (a ja mu to zjawił,
I jam go smutku, niestetyż, nabawił),
Że do bliskiego zdroju same idą
Kąpać się piękna Sylvia z Daphnidą.
I tam ode mnie ledwie namówiony
Poszedł nie z chęcią i prawie wypchniony.
I wzad się wrócić kilka razy kusił.
Ale gdyśmy już byli blisko stoku,
Usłyszymy głos żałobliwy z boku;
Za którym ujzrzym Daphnidę w tym kroku,
Która, powłócząc zmordowane stopy,
Jak nas postrzegła, krzyknie: pośpieszajcie,
Bieżcie i gwałcić Sylvie nie dajcie!
Skoczył Amyntas za tym zawołaniem
Jak niedościgły tygrys, a ja za nim.
A obaczymy, przebiegszy chrościnę,
Związaną nagą do drzewa dziewczynę.
Jéj własny warkocz służył jéj do związki
Około drzewa, a pas zasię wąski,
Którym przestronne kaszała więc szaty
Ręce jéj więził, i pomagał straty
Panieństwa; czego (?) nogi były zdjęte
Niciami, które dało drzewo kręte.
- ↑ Podług rkp. wiersz ten należy do chóru.