Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/418

Ta strona została przepisana.

Czym-żeśmy nad cię szczęśliwemi drudzy,
Chociaż rozumni Kupidowi słudzy?
A wy, nieczułe i bez zmysłu pniaki,
Szarpiecie ten włos, i nie wiecie, jaki
Potkał was kléjnot“. Tak mówiąc powite
Rozwiązał ręce; a tak pracowite
Ręce do miłéj roboty przymyka,
Że się jéj nie chcąc, a przecie chcąc tyka.
Potym się schylił do nóg, ale ona
Rzekła, poczuwszy, że wolne ramiona:
Stój tak, pasterzu, ja[1] sługa Dyanny,
I nie tykaj się poświęconéj panny!
Już ja rozwiążę sama sobie nogi.

Chór.

Także-to w Nimfach panuje jad srogi?
Ach niesłuszna to nagroda zaiste,
Za służby świeże i tak oczewiste!

Thyrsis.

Amyntas jednak i to cicho znosił;
Stanął na stronie, i nieśmiały wnosił
Wzrok; i sam oczom był swoim przeszkodą,
Że się nie pasły tak cudną urodą.
Ja-m się był ukrył, alem wszystko z chrostu
Widział i krzyknąć chciałem nań po prostu,
Że tak stał, jakby wczorajszy, atoli
Dałem mu pokój, a ona, powoli
I z biedą nogi sobie odwikławszy,
Słowa nie rzekszy, nie podziękowawszy,
Uciekać jako niedościgła łani
Poczęła bez wszéj przyczyny, bo ani
Chciał jéj dogonić, ani się bać miała
Amynty, skromność którego wiedziała.

Chór.

A czemuż przecie uciekła?

Thyrsis.

Inaczéj
Ja nie wiem, tylko że wolała raczéj
Nogom swym, niźli cudzym, być powinna
Pomocy.

  1. W rkp. jak sługa Dyanny — po włosku: „Pastór, non mi tociár; son di Diana“.