I stąd niewdzięczności winna!
Ale Amyntas cóż wżdy czynił potym?
Żadnéj wam sprawy nie umiem dać o tym,
Bom ja biegł za nią z takowym umysłem,
Żebym jéj zabiegł; ale w gaju ścisłem
Minąłem się z nią. Nazad spiesznym krokiem
Powróciłem się, ale nad tym stokiem
Nie zastałem już Amynty; dlatego
Serce mi wróży o nim cóżci złego;
Bo wprzód, nim się to, com powiedział, stało,
Już w nim do życia chęci było mało.
Zalotników to dawne obyczaje
Każdy się morzy i śmierci oddaje
A rzadki przecie tak szalony będzie.
Bodajże nie był Amyntas w tym rzędzie!
Nie bój się, nie bój.
Jeżeli nie zginie,
Przecie-ć go znajdę; i tu do jaskinie
Podróżnéj wstąpię, gdzie on swoje męki
Zwykł leczyć dźwiękiem wyćwiczonéj ręki
Na dudkach, albo jak dźwięczną fujarą,
Kiedy na niéj gra, napełniwszy parą,
Że na głos jego toczą się kamienie,
I mlekiem bieżą wesołe strumienie,
I lasy rosłe, i niski chrost młody
Słodkie przez skórę wydawają miody.
Nielutościwa twoja lutość była,
Daphnido, gdy mię od śmierci wróciła
I zatrzymała w ręku rohatynę.
Bo im ja późniéj dokończę i zginę,