Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/421

Ta strona została przepisana.
Amyntas.

Słyszę-ć go téż i ja,
Ale mię serce wskroś nożem przebija,
Bo o Sylviéj z żałością wspomina.
Ale któż to jest?

Daphnida.

Zda mi się Nerina,
Nimfa udatna, niepodłéj gładkości
W oczach i twarzy i wdzięcznéj skromności.

Nerina.

Przecieć to ojcu wiedziéć! Powiem, żeby, jeśli
Zostały jakie członki, w kupę znieśli,
I gołe kości, jeżeli onych[1] zbywa.
Ach! ach! Sylvia! ach! ach! nieszczęśliwa!

Amyntas.

Przebóg! cóż mówi?

Nerina.

Sylvio, chudzino!

Daphnida.

Czemu tak kwilisz i wzdychasz, Nerino?
Czemu Sylvią wspominasz żałośnie?

Nerina.

Ach, słusznie!

Amyntas.

Czuję, że mi w sercu rośnie
Ostatni upad i dusza się kryje
W zimny lód z strachu. Powiedz, jeśli żyje?

Daphnida.

Powiedz już rychło i nie daj się prosić!

Nerina.

Już to mam, nędzna, taką stratę głosić?
Przyszła Sylvia nago, jako z wody, —
Wszak wiesz, czemu tak — do mojéj gospody.
Tam insze wdziawszy i szaty i chusty,
Prosiła, żebym do bliskiéj zapusty[2]
Poszła z nią, kędy na zwierza rzucone
Już były sieci i już zgromadzone

  1. W rkp. on ich.
  2. W rkp. jest zupełnie inaczéj:
    Ja-m insze wdziawszy i szaty i chusty,
    Prosiłam, żeby do bliskiéj zapusty
    Poszła z nią...