Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/422

Ta strona została przepisana.

Nimfy czekały z młodemi pastuchy,
Pełne uciesznéj obłowy otuchy.
Już miało wywrzéć, aż nad zwyczaj rosły
Wilk wypadł z boku; głos wszytek podniosły.
On się w las pomknął, a z brzydkiéj paszczęki
Toczył przez obie krwawą pianę szczęki.
Ale Sylvia, miedzy ostrym hukiem
Zasadziwszy się na przesmyku z łukiem
I pociągnąwszy do ucha cięciwy,
Postrzeliła go w wierzch łupieża siwy;
On przecie w knieje, ona, ostrą dzidę
Porwawszy, po nim, a ja za nią idę.

Amyntas.

Ach! zły początek! Nie panieńskiéj sprawy
Rzecz było drażnić zwierz tak niełaskawy!

Nerina.

Ja-m za nią poszła, jéj-że prawie tropem,
Lecz ona rętszym skoczyła pochopem,
Żem pozostała; a gdy w gęstszéj była
Dąbrowie, cale z oczu-m ją zgubiła.
Atoli i tę przebiegszy krzewinę,
W czarną i pustą zapadłam gęstwinę,
Gdziem obaczyła leżący na ziemi
Jéj pocisk i to, którym-em swojemi
Rękami włos jéj związała zawicie.
A gdy się trwożę i oglądam skrycie,
Postrzegam siedmiu wilków, którzy trawę
Krwią pokropioną lizali, a strawę
Już byli zjedli i mięso obrane.
Gołe leżały kości ogłodane.
Znać po nich było, że im głód przyciska,
Bo nie postrzegli, chociam była bliska.
Że nam tak marnie taka dziewka wzięta!
A ja-m też strachem i litością zdjęta,
Uciekłam, wziąwszy tę chustę co pręcéj.
Toż o Sylviéj nie powiem co więcéj.

Amyntas.

Albo to mało? Kości, krwawe szlaki
I rańtuch są-to pewne śmierci znaki.

Daphnida.

Chwytaj go! Leci! Omdlał chudak, czyli
Umarł prawdziwie!