Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/423

Ta strona została przepisana.
Nerina.

Przyjdzie w małéj chwili
Do siebie, bo mu puls na skroniach bije
I serce dycha... Nie bój się, już żyje.

Amyntas.

Pókiż mię będziesz, o bólu leniwy,
Trapił i póki będę nieszczęśliwy
Żył wpośrzód katów i śmiertelnéj męce?
Podobno, bólu, spuszczasz to méj ręce!
Dobrze, i żebyś nie włóczył się więcéj,
Lepiéj mi własna ręka w tym posłuży.
Ale ponieważ krwawe zwierza zbrodnie
I swój upadek widzę tak dowodnie,
Cóż jeszcze czekam i czego się bawię?
Ach! zła Daphnido, niechaj ci wystawię
Teraz twą litość, którąś mię zawiodła,
Kiedyś mój umysł od śmierci rozwiodła.
Dochowałaś mię, ale gorszéj śmierci,
Która mi serce nad własną śmierć wierci.
Słodko mi umrzeć, zginąć było miło,
Gdy już żelazo krew z piersi toczyło.
Aleś ty rękę ściągnęła i nieba,
Którym snadź gwałtem tego było trzeba,
Żebym przez lekkie nie poprzedził rany
Żalu, który był od nich zgotowany.
Lecz teraz, kiedy przeciwne wywarły,
Co było złego w swéj radzie, zawarły;
Teraz mi umrzeć już same pozwolą,
I ty, Daphnido, pójdziesz za ich wolą.

Daphnida.

Wytrwaj, dowiesz się lepiéj w czasie małem.

Amyntas.

Ach! nazbyt już wiem i nazbyt słyszałem!

Nerina.

Bodajbym była niema bez języka!

Amyntas.

Nimfo, proszę cię, niechaj ta podwika,
Jedno dziedzictwo po kochanym panie,
Żałosny spadek po mnie się zostanie.
Niechaj ten próżny łaski jéj zadatek
Dni moich krótki ozdobi ostatek.
Niech ta pamiątka, która w sercu znaczy,
Przyczyni więcéj śmiertelnéj rozpaczy!