Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/437

Ta strona została przepisana.
AKT V.
SCENA I.
Elpin, Chór.
Elpin.

Zaprawdę, że to nie są twarde prawa,
Któremi miłość kieruje łaskawa.
I to jéj państwo, którym wiecznie rządzi,
Niesłusznie podczas człowiek przykrym sądzi;
Owszem jéj dzieła, w skrytéj tajemnicy
Przezorne, jednak ganią po próżnicy.
Bo często skrytym śladem doprowadzi
Do pociech człeka i w nich się posadzi
W ten czas, gdy ginie, i tak się uiści,
Gdy zawątlone miał wszytkie korzyści.
A to Amyntas, kiedy na dół leci,
Wstąpił na górę pożądanéj chęci,
I z tego dołu, gdzie skoczył, żałoby,
Już sam wierzch depce szczęścia i ozdoby.
Szczęśliwyś pasterz, a snadź tym szczęśliwszy,
Żeś swego doszedł, bliskim straty bywszy.
Roście mi serce, patrząc na twe dzieła
I jako z tobą miłość postąpiła,
Że i ta gładka a nielutościwa,
Co dzikość śmiechem zmyślonym pokrywa,
Uleczyła cię nieprawdziwą skruchą,
Którą zadała fałszywą otuchą.

Chór.

Ten, co tu do nas zlekka postępuje
Dowcipny Elpin, tak coś o Amyncie
Rozmawia sobie, jako kiedyby żył,
I zbytnie jego szczęście przypomina!
O! jakoż biedny stan tych, co kochają!
Snadź, że to Elpin ma za szczęśliwego
Sługę, co wierność śmiercią pieczętuje;
I śmiercią litość znajduje u pana,
I już to rajem nazywa miłości
I od Wenery równéj płacy żąda.
Ach! jakaś służba ta niepospolita,
Kiedy pan i śmierć w nagrodę poczyta!