Toś ty, Elpinie, taki prostak, że śmierć
Srogą Amynty pewnym[1] zyskiem zowiesz?
I sobie szczęścia podobnego życzysz?
Nie frasujcie się, bracia, bo fałszywa
Wieść was tu doszła i niepewny ogłos.
O! jakoś siła przydał nam wesela!
To płonna była ta przykra nowina,
Że się miał z góry w srogą przepaść rzucić?
Zrzucił się, ale szczęśliwe spadnienie,
Które pod śmierci żałobną postacią
Radość i żywot nalazło na dole.
Spoczywa teraz na pieszczonym łonie
Kochanéj dziewki, która przeszłą srogość
Nieznaną jeszcze nagradza lutością,
I łzy, których jéj samże jest przyczyną,
Chciwemi usty chwyta po jagodach.
Ja-m się do ojca Sylviéj zapuścił,
Abym go na ten widok przyprowadził,
Bo tylko jego trzyma zezwolenie,
Że zgodnie sobie nie ślubują wiary.
Równe są lata, równa grzeczność; ani
Związków tak równych ociec im nagani,
I owszem będzie sobie Montan życzył
Wnuków i starość wesprzéć tą podporą.
Ale ty, Elpin, powiedz nam, który bóg
I jakie szczęście w tak straszliwym spadku
Mogli naszego Amyntę ratować?
Ej! możeć to Bóg, kiedy chce ratować
W ostatnim razie! Słuchajcie mię tedy,
A słuchajcie mię tak, że niepowiadaną
Rzecz wam przyniosę, alem na co patrzył.
Stałem przed swoją jaskinią, co w tymże
Padole smętnym otwiera swe wrota,
Gdzie się jak w kraniec ubocz zakoliła,
I z Thyrsim o tym rozmawiałem sobie,
- ↑ W rkp. pewny.