Niebawem niosących trumnę zastąpiła młodzież uniwersytecka, z Warszawy przybyła, oraz uczniowie gimnazjum, którzy dopomagali też gorliwie w okoleniu pochodu żywym łańcuchem, utworzonym przez mężczyzn różnych stanów i różnego wieku.
Potem kolejno zmieniały się osoby niosące trumnę: to dźwigali ją rzemieślnicy i robotnicy miejscowi, to znów brali ją na ramiona ziemianie i szlachta podlaska, to wreszcie przedstawiciele inteligencji miejskiej. I tak, po drodze, usłanej świeżą jedliną, posuwał się zwolna pochód żałobny przez całe Krakowskie Przedmieście aż na cmentarz, gdzie czekały już tłumy osób, wcześniej przybyłych.
Kiedy cały pochód stanął wreszcie u grobu, nawet duchowieństwu z trudnością utorowano do niego drogę. Ks. Kamiński odprawił modły nad grobem, koło śpiewacze odśpiewało: „Duszo, co rzucasz” Troszla, a kler ostatnie Salve Regina, i na wzniesieniu, przed kilkutysięczną rzeszą, stanął redaktor naszego pisma, p. Franciszek Nowodworski, przemawiając w te słowa.
(Św. Marka IV, 28).
Takim kłosem, wyrosłym z naszej ziemi i pełnym zdrowego i rodzimego ziarna talentu, był ś. p. Klemens Szaniawski. Urodzony w Lublinie dnia 23-go listopada 1849-go r., dziś tu do swej własności przyszedł, i swoi go przyjęli, na wiekuisty po znojach życia spoczynek.
A ciężkie było to życie! W zaraniu dzieciństwa odumarli go oboje rodzice i, dzięki tylko życzliwej opiece ś. p. ks. Kietlińskiego, chłopiec-sierota dostał się do gimnazjum w Siedlcach, zkąd przeniósł się z czasem do trybunalskiego grodu, i tutaj też urzędowanie rozpoczął. Lecz nie o biurku urzędniczem marzył młodzieniec. Boża iskra talentu tlała w jego łonie i rozniecała zapał do literatury. Ośmielony przychylnem przyjęciem, jakiego doznały pierwsze próby pióra, nadsyłane do pism warszawskich, i zachęcony życzliwemi radami dawnych kolegów z ławy szkolnej, przenosi się do Warszawy, by tu całkowicie i niepodzielnie poświęcić się piśmiennictwu.
Trudny to zawód — zawód polskiego literata!