miał ich Junosza; ale tem-ci większa to dla niego chluba, bo życzliwość powszechną jednał sobie nie brakiem własnej indywidualności, nie zaprzaństwem lub obłudnem zatajeniem swoich przekonań, lecz zacnością charakteru, szczerego i czystego, jak krynica, — a zarazem niezwykłą wyrozumiałością dla innych, wypływającą z głębokiej dobroci i z iście chrześcijańskiej miłości bliźniego.
Te przymioty człowieka odbiły się w dziełach pisarza. Junosza powieści swych nigdy nie malował czarnemi farbami, nigdy nie chłostał przywar ludzkich biczem namiętnego oburzenia: szlachetny optymista, kochał swe typy dodatnie i współczuł im gorąco; ale zarazem sylwetki postaci ujemnych rozjaśniał refleksem wyrozumiałości, a poniekąd i przeświadczenia, że ich wady są przeważnie wynikiem wpływów czasu i warunków...
Z czterech sfer, jako najlepiej sobie znanych, brał głównie Junosza tematy i typy do swoich obrazków, nowel i powieści; są zaś niemi: drobne mieszczaństwo, żydzi, szlachta zagrodowa i chłopi. Zwłaszcza pod kmiecą strzechę, lub do zaścianków, „panów braci”, rwała się najłacniej myśl i fantazja autora, który rad się obracał pośród tych rdzennie swojskich postaci, ciesząc się ich radością lub
„płacząc wraz z niemi
„Tam, gdzie ból rośnie, — tam, gdzie łza się plemi.”
Mam-że obliczać dorobek literacki zmarłego pisarza?
Nie tu miejsce i nie czas po temu.
Dość zaznaczyć, że spuścizna to bogata, bo obejmująca dotychczas około 70 tomów w książkowej postaci. A ileż ich jeszcze przybędzie po wydaniu utworów, drukowanych tylko w czasopismach. Jeżeli zaś przypomnimy sobie, że, okrom beletrystyki, lwią część czasu pochłaniało Junoszy dziennikarstwo, to, zaiste, zdumieć się wypadnie nad ogromem trudów, które przez lat tyle dźwigał na swych barkach. Była to już nietylko wytrwałość, ale wprost ciągły i nadmierny wysiłek. Gdzieindziej pisarzowi tej miary, co Junosza, część podobnej pracy przyniosłaby, jeśli już nie bogactwo, to przynajmniej dobrobyt zupełny. Ale polski literat o tem nie marzył. Powieściopisarz, już sławny, po dawnemu borykał się z troską o byt, niekiedy bardzo dotkliwą, i pracował bez wytchnienia, ale i bez skargi.
Skarżyć się? Toż sam ongi przepowiedział, że życie będzie mu często „tylko licytacją in minus”.