O godz. 10 m. 15 dzwonek kapliczki obwieścił pobożnym rozpoczęcie nabożeństwa. Jakoż wyszedł ze mszą świętą śpiewaną przed wielkim ołtarzem ks. Zygmunt Szaniawski, redaktor Przeglądu katolickiego.
Podczas nabożeństwa kwartet podwójny chóru opery warszawskiej wykonał „Requiem” ze mszy Stefaniego, „Sędzio wieczny” Moniuszki, „Sanctus” i „Agnus Dei” Stefaniego i „Ave Maria” Troszla, a śpiewy te chóralne przepletli solowemi pieniami religijnemi panna Józefina Kurtzówna „Panie, gdy serce drży” Moniuszki i p. Witold Szaniawski, „Bogarodzica” Złotaszewskiego.
Po mszy świętej zestawiono trumnę z katafalka na posadzkę kaplicy i odkryto jej wieko dla stwierdzenia tożsamości osoby Klemensa Junoszy Szaniawskiego. Wzruszająca była ta chwila ostatniego pożegnania najbliższych z zacnym mężem, ojcem i bratem, a łzy zabłysły w oczach wszystkich jej świadków. Wreszcie trumnę zalutowaną opieczętowali wójt gminy Otwock p. Florjańczyk i dr. Geisler.
O godz. 12‑ej znowu zapłakał dzwonek sygnaturki. Delegaci z wieńcami ustawili się w rozwiniętym szeregu; ks. redaktor Szaniawski zaintonował In paradisum i sześciu publicystów warszawskich a mianowicie pp.: redaktor Stanisław Libicki, dr. Władysław Rabski, Józef Jankowski, Konrad Sulicki, Franciszek Psarski i Wacław Orłowski, wynieśli ciało z kaplicy i cichy orszak żałobny skierował się ku dworcowi kolejowemu.
W czasie tego pochodu dziennikarzy zastąpili niebawem w niesieniu trumny studenci uniwersytetu; dalej dźwigali ją włościanie miejscowi, z tego ludu mazurskiego, który zmarły tak znał i kochał, wreszcie młodzież doniosła ciało do przygotowanego na linji wagonu nr 161,015.
Wstawiono do niego trumnę, zamkniętą w czarnej pace drewnianej, którą całkowicie zasłoniły wieńce, a po odprawieniu przez ks. redaktora Szaniawskiego modłów pogrzebowych i poświęceniu ciała przemówił p. Wacław Gąsiorowski, składając pamięci zmarłego hołd w imieniu pisarzy‑humorystów.
Oto główniejsze z tego przemówienia ustępy:
„Śmiech zamarł w zdławionej krtani, ból serce przeniknął, łzy żalu w oczach zabłysły. Umilkły żarty w humorystów gromadce, skonała na ustach chochlików piosnka wesoła, satyr skrył w dłoniach swe drgające ironją oblicze...
„Dzisiaj bólu ukryć nie jesteśmy w stanie, ani jęku stłumić, ni żalu ukoić. Stoimy bowiem nad trumną: nad trumną drogiego nam przewodnika, przy-
Strona:Pogrzeb Klemensa Junoszy (Kurjer Warszawski).djvu/3
Ta strona została uwierzytelniona.