jaciela i kolegi, nad trumną tego, co nam długie lata był wzorem prawości i szlachetności, co do ostatniej chwili życia pozostał wiernym pogodzie słowa i myśli, co ani razu nie dał się porwać goryczy. Głos jego rozbrzmiewał serdecznem weselem, myśl zacna w lekką przyoblekała się szatę, a jeżeli ból go dosięgał — gryzł — gryzł sercem. Dla najmłodszej braci był przykładem: uczył, jak dźwigać losu ciężkie brzemię, jak łzy na śmiech zamieniać, jak je ukrywać, jak w perłach humoru rozpraszać.
„I oto nie stało Cię już śród nas, drogi Klemensie. Zabrakło twej sympatycznej postaci, zabrakło twego głosu, twego pełnego poczciwości wejrzenia. Śmierć nieubłagana zabrała Cię nam. Ale marna jej władza. Bo kto, jak Ty, żył duchem, kto, jak Ty, poił nas krwią własnego serca, a myślą zacną karmił, kto miłość siał i przyjaźni hołdował, tego pamięć nie zaginie na wieki, ten zawsze wśród nas pozostanie... Żegnaj, Klemensie! Ty, przed tron Wszech Pana powołany, na świetlaną wstępujesz drogę — my do życia musimy... do życia! I pójdziem i... będziem się śmiać dalej!...”
W końcu chór odśpiewał jeszcze hymn „Wznieś się duszo!” Moniuszki.
Wagon zamknięto. Na drzwiach jego widniał krzyż z jedliny i klepsydra. A traf zdarzył, że podczas ustawiania trumny ś. p. Junoszy w wagonie unosił się ponad nim bocian, ulubiony ptak zmarłego pisarza.
Po dopełnionym smutnym obrzędzie, dr. M. Geisler w refektarzu swego zakładu podejmował śniadaniem rodzinę ś. p. Szaniawskiego, prasę, młodzież uniwersytecką i artystów-śpiewaków.
Następnie uczestnicy żałobnego obrzędu zgromadzili się znów na stacji, z kąd po godzinie 3‑ej rodzina ś. p. Klemensa Junoszy Szaniawskiego, wraz z wagonem, wiozącym zwłoki znakomitego pisarza, odjechała do Lublina; warszawianie zaś pociągiem, krzyżującym się w Otwocku, powrócili do miasta.
Lublin 25‑go marca. Przybycia pociągu, wiozącego zwłoki ś. p. Klemensa Junoszy Szaniawskiego, oczekiwały dziś już od godziny 8‑ej wieczorem na stacji kolejowej tłumy publiczności kilkotysięczne wszystkich stanów i wyznań. Kondukt z dworca do kościoła katedralnego poprowadziło przez miasto ośmiu księży. Trumnę wieziono na karawanie 4‑konnym. Zawiązał się tu na pierwszą wieść o zgonie znakomitego pisarza komitet, zarządzający pogrzebem. Katedra cała wybita i wyłożona została kirem. Wokoło okazałego katafalka płonie mnóstwo światła. Przy wprowadzeniu zwłok do kościoła z trudnością udało się utrzymać porządek wśród tłumu wiernych. Całe miasto poruszone jest zgonem jednego z najdostojniejszych swych synów. Życzliwość, uznanie i sympatje dla zmarłego pisarza objawiają się tu na każdym kroku.
J. E. ks. biskup lubelski, Jaczewski, zarządził wszystkie ceremonje kościelne, z pogrzebem połączone, bezpłatnie.
Nabożeństwo żałobne w kościele katedralnym w sobotę, o godz. 11‑ej przed południem, celebruje ks. prałat Noiszewski.
Pogrzeb w niedzielę, o godz. 2½ po południu.