Strona:Pogrzeb Klemensa Junoszy (Kurjer Warszawski).djvu/5

Ta strona została skorygowana.

O godz. 2½ po poł. duchowieństwo, w liczbie kilkudziesięciu księży i alumnów seminarjum, otoczyło katafalk, a eksportujący zwłoki ks. wikarjusz Władysław Kamiński, zaintonował pieśń „Libera”.
Umilkły pienia duchowne, i oto pod sklepieniami popłynął hymn Moniuszki, wykonany przez młodociane koło śpiewacze lubelskie, pod dyrekcją p. Władysława Osińskiego.
Teraz celebrans rozpoczął znów pieśń: „In paradisum”, którą śpiewając kler cały wyszedł z kościoła.
Wówczas do trumny zbliżyli się literaci, publicyści i dziennikarze warszawscy, ktorzy na chwilę przedtem złożyli gremjalnie u podnóża katafalku wspaniały wieniec z napisem na wstęgach liljowych: „Zacnemu i kochanemu Junoszy — prasa warszawska”, i otoczyli trumnę ze zwłokami umiłowanego kolegi.
Wynieśli ją z kościoła redaktorowie: Słowa Mścisław Godlewski, Gazety Warszawskiej Stanisław Lesznowski, Kurjera Warszawskiego Franciszek Nowodworski i Gazety Lubelskiej Zdzisław Piasecki, oraz pp. Antoni Sygietyński i Antoni Sokołowski.
Wśród ścisku i tłoku w przedsionku kościelnym, pomimo zarządzonych środków, zaledwie zdołano się z ciałem przecisnąć do noszy, oczekujących na trumnę przed katedrą.
Z chóru rozbrzmiewały natchnione tony marsza pogrzebowego Chopina, wykonanego przez organy i trio smyczkowe, a z dzwonnicy katedralnej jęczał dzwon Zygmunt.
Przejmująca to była chwila.
Nosze z trumną wzięli na ramiona z przed kościoła przedstawiciele miejscowej intelingencji, oraz p. Jan Piotrowski, sekretarz red. Wieku, i Aleksander Kołłupajło, przedstawiciel firmy księgarskiej T. Paprocki i sp., i pochód pogrzebowy, prowadzony przez cechy z chorągwiami in corpore, bractwo św. Trójcy, Różańcowe i inne; z godłami i chorągwiami, duchowieństwo i żałobników, ruszył powoli ulicą Królewską i Krakowskiem Przedmieściem.
Za trumną tuż postępowała cała rodzina nieboszczyka, dalej dziennikarze i literaci, a w końcu jechał czterokonny wóz żałobny, pokryty całkowicie wieńcami, zaledwie noga za nogą mogąc się poruszać w tem żywem morzu ludzkiem, jakie płynęło za konduktem.