Strona:Pogrzeb Shelleya.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Płoń, płoń, o wieszczu! Twoja świetlna dnsza
Niech w empireje popłynie skrzydlata,
Na ziemi grób twój, obelisk Cestyusza,
Nową świątynią będzie ludom świata.
Grób twój świątynią będzie ludom nową,
Nad którą zieleń zakwitnie; nad którą
Zabrzmi prorocze zjednoczenia słowo —
Nowe zbratanie czlowieka z naturą.
W świérgocie ptaków — w zefirów powiewie —
W rozkołysanych wieńcach białych kwiatów
I w załzawionych obłoków wylewie,
Lśni nad twym grobem jutrznia przyszłych światów.“



Już ogień piersi całe zgryzł. Popiołem
Już stał się wieszcz ten, co na wieki zasnął,
I płomień wspiął się — zatoczył się kołem —
Zalśnił, jak zorza — zasyczał — i zgasnął.
I jeszcze chwilę gałązki się tliły,
Czerwone — potém czarne — potém białe:
I osłabione tak, że się chyliły,
Pod popieliska ciężarem spróchniałe.
I ciemno stało się wokół — i chłodno,
I tylko w rzadkiéj, tlącéj się iskierce,
Znać, jak ta paszcza ognia była głodną.
Pożarła wszystko... Lecz zostało serce.
W tym czarnym trupie od stóp aż do głowy
Rozpopielonym — zwęglonym — spróchniałym,
Świéżego ciała jaśniał kęs różowy;
By pożréć serce ogień był zbyt małym.
Bo owo serce było tak potężne
I tak miłości żarem przesiąknięte,