Że wszystkie ognie były niedołężne,
By je spopielić. Zostało nietkuięte.
Bo owo serce było tak olbrzymie.
Że wszechżywiołów serca miało w sobie,
Bo ono było sercem serc...
Jest w Rzymie
Biały obelisk w cmentarnéj żałobie.
W wieczystéj ciszy, pod tym obeliskiem,
W kami nnéj urnie spoczywa poeta:
Cyprysy grób mu objęły uściskiém,
Nad grobem klęczy samotna kobiéta.
Nad grobem ptaki śpiéwają żałosne
I obłok płacze swojego siéroctwa,
A wiatr zachodni nadpływa co wiosnę
I z grobu niesie ludzkości proroctwa.
Ludzkość w te pieśni wsłuchana powietrzne
Na niewidzialnych rozdźwięczone lirach,
Widzi z oddali promienie słoneczne,
Co lśnią jéj we mgle na chmurnych szafirach.
I staje z wiarą u téj piramidy,
Ku słońcu ciągle dążąc niengięta...
Wstaly tygrysy, wstaly Heraklidy,
Powstała Grecya, aby zerwać pęta.
I Byron sluchal wiatru Maratonów,
Jutrznia z oddali mu lśniła skroś Hady,
I grzmiał mu zdala bój Agamemnonów
I poszedł walczyć o wolność Hellady.
Paryż, 1886.
Strona:Pogrzeb Shelleya.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.