Strona:Pokocilo sie - Dam noge 18.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Witold.


Mówiłeś: flądry, — przebaczyłem.


Zdzisław.


Rzekłeś: lafiryndy, — nie dosłyszałem.


Witold.


Kucharki, kokosze, — uśmiechnąłem się tylko szydersko...


Zdzisław.


Malowane... wygadane, — puściłem mimo uszu...


Witold.


Ale „różnie bywa,” o! Jezu, Panna Marya, panie dobrodzieiu mój, tego „różnie bywa” ani ścierpieć, ani przebaczyć nie mogę. To: „różnie bywa” jest pieczęcią, którą pan przypieczętowałeś wszystkie... wszystkie... dzisiéjsze blagi i... i... impertynencye swoje... których nadal nie życzę sobie we własnym domu... zno... zno... znosić!...


Zdzisław (wzburzony).


Znaczyć to ma, że mi pan dom swój wymawiasz... Postępek ten, ze strony pana, jest bardzo dobrze... Gościnność, ta sławna gościnność litewska, o któréj tyle słychać za górami, dalej już iść nie może! I owszem... i owszem... rad nawet jestem, że zajście to skróci pobyt mój w tém półdzikiem miejscu, w którém nudziło mi się śmiertelnie... (porywa laskę i kapelusz). Za kwadrans już mię tu nie będzie... choćbym miał pieszo ztąd wyjść... muszę tylko pożegnać siostrę... Pozwolisz pan, że chwilę jeszcze poczekam tu na moją siostrę... (siada przy stole, ukrywa twarz w dłoniach i mówi do siebie): Biedna siostra moja! biedna Jadwiga za barbarzyńcę Witolda wydana!


Witold (plecami zwrócony do Zdzisława na stronie).


Cości niegrzecznie znalazłem się... Jadzia będzie zmartwiona... Ale już taki i święty nie wytrzyma téj koronjarskiéj impertynentności... Fumy, panie dobrodzieju mój, fumy... blaga... płochość i do tego — złość... O złość! wygaduje na nas, głumi się[1] nad nami, a potém jeszcze o kobietach naszych powiada: „różnie bywa!” Dość już tego! nadojadło![2].


Jadwiga.

(Wchodzi powoli bocznemi drzwiami, z otwartą książką w ręku i nie spostrzegając niby obecnych,

  1. Znęca się.
  2. Sprzykszyło się.