Strona:Posażna panna.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.
—  7  —

Towarzysze, zmęczeni drogą, milczeli; nawet drwinkujący zwykle ze wszystkiego Cichocki tym razem nie natarł docinkami na ambitnego Kolskiego, lecz mruknąwszy: wolałbym zapisać się na karcie własności większych dóbr, niż na karcie historyi! zapadł także w milczenie.
Nagle bryka stanęła. Podróżnicy uderzyli czołami o siebie — byli przed Dworem Tatrzańskim w Zakopanem.
Kolski wyskoczył z bryki, mówiąc:
— Poczekajcie! Poszukam Ramskiego w kasynie, czy nam znalazł mieszkanie.
Po chwili wrócił Kolski w towarzystwie wysokiego pana, którego rysów w cieniu zapadającej nocy i parasola nie było można rozróżnić.
— Mamy kwaterę! — zawołał, przedstawiając okrytego parasolem Ramskiego przyjaciołom. Po nazwisku przedstawiani podróżnicy wychylali głowy z pod budy, ściskali prawicę Ramskiego i podziękowawszy za wyszukanie mieszkania, ukryli napowrót głowy w budzie.
— Jedźcie Kościeliską ulicą! — rzekł nowy znajomy do furmana, — każdy wam wskaże dom Kobziarza. Nie mogę panom towarzyszyć, bo jestem w towarzystwie pań... Macie dwie znośne izby. Jak się rozgopsodarujecie, to was odwiedzę. Do widzenia!
Ramski wskoczył na schody Dworca, Kolski na wóz i wśród atramentowo czarnej nocy ruszyła bryka z miejsca.
— A co? macie w Krakowie taką noc? — pytał z zadowoleniem Kolski. — Jechał który po ciemku taką drogą?
Spisowicz westchnął tylko, a Cichocki odparł:
— My chyba jedziemy po jakimś opuszczonym kamieniołomie, a nie po drodze!
Znowu stanęła bryka. Z pod odchylonego płótna budy ujrzeli nieprzebitą ciemność. Niewidzialny deszcz pluskał jednostajnie, a zdala dolatywał szum potoka.
— Czy to tutaj? nie widać żadnego domu?