Ledwo Kolski pozbył się miłego gościa, zapłaciwszy taksy, wszedł Narwalski.
— Dzień dobry Władku! — zawołał z progu. — A to się uśmiał Arman z ciebie!
— Co? — spytał obrażony Kolski — śmiał się ze mnie?
— Tak, tak, i ja się śmiałem! bo też to pyszna przygoda!
— Co ty pleciesz, Tadku? jaka przygoda?
— No, nie udaj, że nic nie wiesz! przebrałeś widać miarkę, jak się z nami pożegnałeś, i kwita.
Kolski oburzył się na tę insynuacyę; co pleciesz? powtórzył, o jakiej mówisz przygodzie?
— Tylko przedemną nie udawaj, mój Władku, każdemu może się to zdarzyć.
— Zwaryowałeś, czy co?
— Przecież nie będziesz się wypierał, żeś w nocy wszedł do Armanów i że dopiero wtedy wypuścił cię Arman, aż mu się po ciemku przedstawiłeś.
Plichta i Spisowicz spali spokojnie jeszcze w drugiej izbie, ale Cichocki, śpiący w pierwszej, obudził się wśród powyższej rozmowy, i słuchając ciekawie z pod koca, krztusił się od śmiechu, domyślając się trafnie, że Plichta salwował się od wyśmiewań przez podstawienie nazwiska przyjaciela, który teraz wypatrzył się ze zdumieniem na Narwalskiego, zaprzeczając, żeby w nocy wizytował Armanów.
Kolski miał tak prawdziwy wyraz zdziwienia, ze Narwalski począł się wahać i dopytywać: więc chyba był kto inny? ktoś się za ciebie przedstawił?
Cichocki nie życzył sobie, aby Narwalski doszedł tajemnicy i wygadał ją może przed obcymi, więc wmieszał się w tej chwili do rozmowy.
— Dzień dobry panu! — rzekł z pod koca. — Słyszałem trochę waszej rozmowy, co za ciekawy przypadek! to ktoś wziął na kawał naszego profesora!... Ale czas już wstawać, musi już być późno?
— O! już dziesiąta. Nie przeszkadzam panom, wsta-
Strona:Posażna panna.djvu/015
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —