Strona:Posażna panna.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.
—  17  —

siąt much pantoflem i z westchnieniem, dobywszy z kufra komentarz prawa cywilnego, począł czytać z zajęciem.
— Nigdzie nie pójdziecie? — zapytał go zamiatający podłogę Kobziarz.
— Zamknijcie drzwi, bo wieje! Niezdrowo chodzić po mokrem.
— Kej tam niezdrowo! ja chodze zima lato boso, a zdrówem.
— Hm... są natury... ja nie mogę.
— Oj! jesceśmy też nie mieli takiego płonego gościa, wszyscy panowie, co tu mieskali, chodzili i zdrowi byli.
Minęła już druga godzina, a przyjaciele nie przysłali jakoś obiadu. Więc zgłodniały sędzia posłał Kobziarza do restauracyi, zjadł przyniesione, zimne już potrawy, pochodził po izbie i westchnąwszy: gdybym tak miał Juristen Zeitung lub Gazetę sądową! — jął dla rozmaitości czytać orzeczenia najwyższego trybunału.
Wracał pod wieczór Kolski do swego mieszkania, wtem pod oknami tegoż dojrzał, jak Kobziarz z paroma chłopakami ciekawie do wnętrza zaglądał, a chłopaki co chwila śmiechem wybuchali. Zdziwiony zbliżył się ku nim, a Kobziarz przemówił:
— Mnie się zdaje, że pan sędzia to coś ma... — tu pokazał palcem na czoło.
— Co wy mówicie?
Zaglądnął Kolski w okno i ujrzał jak Spisowicz plecami doń odwrócony, dzierżąc w każdej ręce po jednym stołku, regularnie podnosił je w górę, opuszczał ku ziemi, wznosił przed siebie do poziomu i znów ku ziemi opuszczał.
— Sędzia się gimnastykuje, rzekł Kolski, rozumiecie? bo to zdrowo, rozumiecie? precz ztąd chłopaki! do roboty!
Z gniewem wszedł Kolski do wnętrza.
— Mógłbyś zasłonić okna, rzekł do Spisowicza, kiedy wyprawiasz swe waryackie ewolucye, żeby się ludzie nie śmiali! Już mnie obmówili, że chodzę nocą po cudzych domach, ciebie ogłoszą za waryata, będziemy piękną mieć opinię!