przed sobą, a moja szkapina gryzie sobie dalej trawę... Złażę z niej, głaskam, proszę, biję, a ona cofa się i cofa i tak od pół godziny jestem na wsiadaniu. Ale zkąd się ty Kaziu tu wziąłeś? — zwrócił się zdziwiony Kolski do Spisowicza.
— Zostałem jeszcze, zostałem... czyś sobie nie zrobił czego złego?
— Nie, nie....Ale nie spodziewałem się ciebie Kaziu, już się pożegnaliśmy... co za dziw.
Spisowicz nie kontent z tego podziwienia, zwrócił rozmowę:
— Wsiądź z nami do bryki! na koniu niebezpiecznie, można sobie co zrobić...
— A cóż z koniem zrobię?
— Zapłacisz go — pocieszył Kolskiego Cichocki.
— Dziękuję za tę radę. Pomóżcie mi złapać szkapę, jak wsiędę, to ruszy za bryką.
Jak powiedziano, tak zrobiono. Bryka ruszyła naprzód, a dzianet Kolskiego, pogryzając siano, wyglądające z tyłu bryki, biegł za nią truchcikiem, podrzucając wysoko swego jeźdźca.
Tak wjechali w uroczą dolinę Kościeliską. Wąską, kamienistą drogę zamykają po bokach białe, mchem i świerkami ubrane skały, pod któremi szumi po głazach Dunajec. W dali ukazała się altana, obok roiło się od gości. Nawet muzyka przybyła z Zakopanego i urozmaicała zabawę, przygrywając najstarsze melodye.
Plichta kazał z bata strzelić i wychylił się z bryki. Dojrzał ich Narwalski i wybiegł z Armanem na powitanie.
— A! jesteś pan doktorze! zawołał Arman, szanowny mecenas! Co za niespodzianka, nawet sędzia! proszę panów do nas, właśnie przygotowana przekąska i herbata — ależ mieliśmy obawę o pana Kolskiego! już chcieliśmy posłać górali na poszukiwania. Proszę panów siadać, panie niecierpliwie czekały na panów, bo chcą zwiedzać dalej dolinę, w ręce konsyliarza! Andziu! — pan sędzia Spisowicz!
Przywitawszy panie, zasiedli turyści na jednej z ław, zbitych z prostych desek, przed nieco wyższą ławą, reprezen-
Strona:Posażna panna.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —