— Przecież i tutaj obowiązuje ustawa leśna, a paragraf sześćdziesiąty...
Panie poczęły się śmiać, Spisowicz umilkł i — mimo skrupułów co do przestępstwa lasowego, skorzystał z niego, to jest przeszedł po kładce. Po półgodzinnym marszu usiedli wszyscy pod krzyżem Goszczyńskiego, spoczywając po męczącej przechadzce.
Narwalski wziął na bok Kolskiego, Plichtę i Cichockiego. Proszę was na wszystko — przemówił do nich błagalnie, namówcie Armanów, albo przynajmniej popierajcie moje namowy, żeby jeszcze jaką wspólną wycieczkę urządzić... Arman jest zazdrosny o żonę, boi się ją za próg wyprowadzić, a ztąd i panny muszą przy nich w domu siedzieć... wy pierwsi umieliście jakoś obudzić w nim zaufanie... panna Misia nudzi się przy nich najokropniej...
— No, no! mój Tadeczku, rzekł klepiąc go po ramieniu Kolski, będziemy się starać, żebyś z panną Misią pospacerował jeszcze.
— Tylko mówcie panowie z Armanem wciąż o książkach, bo to widocznie dobrze go dla panów usposobiło... wracajmy do pań.
Spisowicz oparty o parasol stał obok Armanów (bo bał się usiąść na ziemi, aby się nie zaziębić), i w duchu obliczał, o ile też temperatura spadnie, nim wrócą do domu. Widząc przeciągającą się gawędkę, wtrącił nieśmiało:
— Czy nie byłby czas już wracać?
— Czy się panu już nudzi w tej uroczej dolinie?
— O! bynajmniej! ale... ale... panie podobno mają próbę teatru amartorskiego o szóstej...
— My! któż to panu powiedział? nic o tem nie wiemy.
— Nie pozwoliłbym żonie grać w teatrze, wtrącił chmurnie Arman, niedorzeczna zabawa!
— Plichta mi mówił... bronił się Spisowicz, myśląc w duchu: skłamał niegodziwie, będzie mię miał na sumieniu, jak się tu zaziębię, albo reumatyzmu dostanę! Oni gotowi siedzieć tu do wieczora, gapiąc się na góry!
Strona:Posażna panna.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —