twoje kataralne rozmowy, żebyś okazał się mężczyzną, eleganckim, kochającym, rycerskim, np. żebyś Jej (mówię teraz przez duże J., iżby nie urazić twego ideału), żebyś więc Jej życie uratował... Hm! gdyby tak wpadła do wody?
— Bój się Boga! zaziębiłaby się!
— No, to żebyś schwycił rozhukanego unoszącego Ją rumaka; ale te przeklęte szkapy góralskie nawet rozbiegać się nie potrafią!
— Dajże pokój takim pomysłom!
— Już ja muszę coś wymyślić, inaczej możesz mię nazwać złamanym trybuszonem[1].
O świcie zapukał przewodnik do okien turystów. Kolski zerwał się w jednej chwili na nogi, ubrał się w swój serdak przywdział palone buty, przewiesił przez jedno ramię rewolwer, przez drugie lunetę i manierkę, na głowę włożył kapelusz w kształcie hełmu z woalem, wziął w rękę siekierkę i kazał góralom zabrać wiktuały i zapasowe ubrania przyjaciół do bryczki. Stuknął potem siekierką w ziemię i zawołał:
— Wstawajcie mieszczuchy! spieszcie się, żeby na nas nie czekano!
— Nie bój się o to — odpowiedział flegmatycznie Cichocki, zapalając papierosa — możemy się jeszcze przedrzemać, a kobiety jeszcze nie będą gotowe. Czyś ty widział, lub słyszał, żeby kobiety nie spóźniły się kiedy? Kataralny sędzio! czy myślisz, że pójdziemy do bieguna północnego, że się tak ciepło ubierasz?
— Muszę jeszcze wdziać jaegerowską bieliznę[2] — rzekł do siebie sędzia, nie zważając na przycinek i począł się na nowo rozbierać. wdział jaegerowski kaftanik, ubrał się znowu, zapiął szczelnie wszystkie guziki, zarzucił na ramię ciężki paltot zimowy, menżykow gumowy i pled, wziął w rękę parasol i przysłoniwszy usta ręką, przekroczył próg nareszcie.