wierzchni, i wznosi się na 4379 stóp nad powierzchnię morza Bałtyckiego. Praktyczny Plichta przerwał potok jego wymowy:
— Pozwólże paniom odpocząć, Władku! Panie będą spać w izbie na lewo, na dole, dla pana Armana znalazło się niezłe łóżko na dole na prawo, reszta panów musi spać na strychu. Niema na to rady! Schronisko obliczono na 30 gości, a jest ich dzisiaj około stu, nie licząc przewodników i tragarzy. Proszę pań, tu na lewo.
— Więc ja będę spał na strychu? spytał niedowierzająco sędzia.
— Tak, mój kochany. Może jednak wolałbyś pod gołem niebem?
Sędzia nie odpowiedział nic na tę insynuacyą Cichockiego, lecz, okryty pledem, usiadł na werandzie i przypatrywał się mgłom, powoli zasłaniającym widok.
Przewodnik przyniósł wrzącą herbatę i tłomoki z wiktuałami, panie przysłały kurczęta i złożyła się niezła wieczerza, tem smaczniejsza, że po dwunastogodzinnym marszu apetyty wzrosły szalenie. Pod koniec uczty powróciły panie.
— Jakżeż panowie bawili się w drodze? zapytała Armanowa.
— Bardzo piękne widoki, odpowiedział Cichocki, ogryzając smaczną nóżkę z kurczęcia, ale droga jak do nieba: ciernista, wązka i kamienista. Najprzód szliśmy przez bardzo wysoką górę...
— Co mówisz, przerwał mu Kolski, to pagórek, Boczań się nazywa[1].
— Mniejsza o to, dla mnie wysoka góra i basta; potem szliśmy przez jeszcze wyższą górę...
— Kopa Królowej, objaśnił Kolski, następnie śniadaliśmy nad Czarnym Stawem pod Kościelcem — woda czarna, jak smoła.
— Powinni ją sprowadzać do fabrykacyi atramentu wtrącił sędzia.
— Ładny byłby atrament! woda czysta jak kryształ,
- ↑ Mowa o obecnie istniejącym niebieskim szlaku z Kuźnic do Morskiego Oka.