szłyśmy piechotą, bo nie sposób wysiedzieć w bryce skaczącej po kamieniach. Strasznie jesteśmy zmęczone!
— Tem przyjemniejszy będzie spoczynek. Byle tylko burzy nie było, bo coś wiatr się zrywa i mgły dokoła osiadają.
— Rzeczywiście wiatr się zrywa, potwierdził Arman, a że już dość późno i ciemno, nie stracimy nic, kładąc się spać zaraz. Moje panie — tu wskazał Arman na izbę — dobranoc moi panowie! do widzenia jutro.
— Przyjemnej nocy. Słodkich snów.
— Władziu, ozwał się sędzia, pokaż mi moje łóżko — tu wiatr dmie nie do wytrzymania.
— Łóżko! Co za zachcianki! Masz przeznaczony siennik na strychu, a i to dobre, bo później przybyli podróżni będą spać w kuchni na słomie.
— Gdzież więc mam ten siennik?
— Idź prosto po tym instrumencie przejściowym między drabiną a schodami, pierwsze drzwi na lewo — zresztą przewodnik cię zaprowadzi. Sieczka! zaprowadźcie tego pana na górę, ma tam spać gdzie my. Kładź się na pierwszym lepszym sienniku, my tam zaraz nadejdziemy... Może się napijesz dla ogrzania koniaku?
— Wiesz przecie, że »z zasady« nie piję!
Po omacku drapał się sędzia na górę, ciągniony za rękę przez górala. Słysząc, jak każde słowo i każdy szelest odbija się w całem schronisku od dołu do góry i od jednego końca do drugiego, zapytał górala:
— I czy tu można usnąć?
— Jak się panienki nie będą sprzeciwiać, to można.
— A jakżeto panienki się sprzeciwiają?
— Ano, bo jak zaczną między sobą: a hi, hi, hi! a hi! hi! hi!! to i całą noc nikt oka nie zmruży. O! tu są drzwi, widać światło przez szpary.
Góral zostawił sędziego pod drzwiami i odszedł do kuchni.
Sędzia otwarł drzwi, ale przymknął je coprędzej, bo przeciąg chciał go literalnie wywrócić.
Strona:Posażna panna.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —