Stanął chwilę, ale wreszcie zrozumiał straszną prawdę, że wejść musi, bo na drabinie spać niepodobna. Uchylił znowu drzwi, ale wiatr wyrwał mu je z ręki i trzasnął niemi tak silnie, że aż cały dom stęknął.
— Cóż tam u licha! ozwał się głos z głębi. Corpo di Baccho[1], wejdź, kto chcesz wchodzić, albo idź do djabła.
Sędzia nie miał ochoty iść do djabła, więc wszedł do wnętrza.
Niskie poddasze oświecone było świecą, przylepioną do nakapanej na podłogę stearyny. Przy jej świetle ujrzał sędzia trzech panów, grających w karty. W rogu poddasza, gdzie dach z podłogą pod kątem się schodzą, siedział na torbie podróżnej gruby, rumiany jegomość z hiszpańską bródką. Obok po turecku na własnych nogach siedział łysy brodacz, zadający właśnie kartę; na sienniku wreszcie, oparty na łokciach, wyciągał się trzeci partner, długi blondyn z faworytami.
Wiatr, przedzierając się otworem, przedstawiającym okienko w poddaszu, migotał światłem, a czasem tak rzucał kartami, że gracze zmuszeni byli przysiadać swoje lewy, aby uchronić karty od zagubienia.
— Dobry wieczór! przemówił sędzia. Będę miał przyjemność nocować z panami...
— Zdaje się — siedm pik — że nocleg ten nie będzie do przyjemności należeć, odparł brodacz, niech się pan położy, gdzie panu lepiej — jedno miejsce gorsze od drugiego, słowo honoru!
Właściciel hiszpanki wyjął z ust papierosa, położył go na ziemi i rzekł:
— Dobrze, że i taki dach mamy. Przed batalią pod Solferino spałem trzy dni pod gołem niebem na gołej ziemi...
— Pali się! zawołał w tej chwili sędzia, rzucając się na papierosa i depcąc go nogami.
— Ależ mój mości panie!... depcesz mi bez potrzeby papierosa! wielka rzecz, że się parę ździebeł zetliło!
— No, no, daj pokój pułkowniku, ozwał się łysy bro-
- ↑ Właściwie: Corpo di Bacco. Dosłownie oznacza: „ciało Bachusa“, boga wina w rzymskiej mitologii; odpowiednika greckiego Dionizosa. Wyrażenie może być przetłumaczone jako: „Na Jowisza!“