Strona:Posażna panna.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.
—  53  —

— Pokażno... hm! zupełnie otarta... przyniosę ci miksturę z apteki.
Spisowicz drgnął na wspomnienie apteki, spojrzał niespokojnie na Plichtę i na Kolskiego, mówiąc:
— Obejrzyj dobrze Józiu, żeby się nie rozchorował.
— Nic mu nie będzie! zaraz idę do apteki. Poczekajcie na mnie.
Konsyliarz porwał za kapelusz i pobiegł szybko ku aptece. Cichocki przypisywał tę szybkość radości konsyliarza, że nareszcie znalazł pacyenta, oddającego mu się w opiekę. Minął kwadrans, pół godziny, pora obiadowa już się zbliżyła, a konsyliarza nie widać z powrotem. Już chcieli iść bez niego z domu, gdy zatrzymało ich wejście Narwalskiego. Wyglądał rozpromieniony i szczęśliwy, a nawet przystojny, bo zrzucił serdak, kamasze i toporek, a ubrany był w poważny anglez.
— Panowie! — rzekł po powitaniu — przychodzę z radosną dla mnie nowiną, jestem po słowie z panną Michaliną.
— Winszujemy! winszujemy!
— Pojutrze nasze zaręczyny, będzie małe zgromadzenie u Armanów (telegrafowałem po dziadka), panowie oczywiście będziecie łaskawi (telegrafowałem po pierścionek), Arman tu będzie u panów (muszę zatelegrafować jeszcze po bukiet), do widzenia, kochani panowie!... — i wypadł Narwalski jak bomba.
— Mógłby jeszcze po Józka zatelegrafować — rzekł Cichocki — dwadzieścia kroków miał do apteki, a już półtory godziny go niema.
Nareszcie wbiegł Plichta z flaszeczką.
— A to niegodziwy pigularz! — zawołał z progu!
— Cóż takiego? niema lekarstwa!
— Ale nie!... w karty grać nie umie. Musisz Władku wdziać pantofel, żeby cię nie gniotło... przynajmniej dzień jeden, a może dwa nie wychodzić z domu...
Owijając nogę Kolskiego, prawił konsyliarz:
— Wyobraźcie sobie, wchodzę do apteki, prowizor gra z dwoma facetami na ladzie w karty i zapowiada sześć pi-