roka i preferansa. W całem kasynie nie było zresztą nikogo, bo piękna pogoda wywabiła wszystkich na świeże powietrze.
Pułkownik zatem powitał Plichtę z niezmierną radością, spodziewając się w nim znaleść partnera.
Plichta nie kazał się prosić, namówił i Cichockiego, a pułkownik zawoławszy: Avanti! przystawił krzesła do zielonego stolika. Pułkownik, który cały dzień przeklinał piękną pogodę, pozbawiającą go partnerów, chciał okazać swą wdzięczność dla Plichty i Cichockiego, wyrywających go z objęć nudów, kazał zatem podać butelkę wina. Plichta kazał dać drugą, a Cichocki uważał za rzecz honoru postawić potem trzecią butelczynę — zatem nic dziwnego, że wieczorem wracali nasi przyjaciele w mocno podnieconych humorach, nie zważając na gęsto padający deszcz i potężne błoto. Plichta był rozmownym i zwierzającym się, zaklinał zatem towarzysza, aby nie zdradził się przed Spisowiczem, że się dorozumiewa jego uczuć ku pannie Adeli, inaczej spłoszy przyjaciela i przeszkodzi sprawie bliskiej pomyślnego końca.
— Zaszpuntuj tajemnicę na dnie serca! — zakończył konsyliarz, ugrzązłszy w błocie i szukając drogi pośród ciemności. Przypomniał sobie pierwszą nocną wizytę u Armanów i śmiał się z niej długo, macając płoty i ściany, aby odnaleść swe mieszkanie.
— Mnie się zdaje, że trzeba skręcić — rzekł Cichocki — nasz dom więcej na lewo od drogi.
— Ha! możemy i skręcić, jeżeli ci to przyjemność sprawi — odrzekł ochoczo Plichta.
— Ładna mi przyjemność błąkać się w ciemności po błocie! Czekajmy lepiej, ktoś idzie z latarnią, zapytamy go o drogę, lub przynajmniej skorzystamy z jego światła.
Zbliżył się wysoki mężczyzna z latarką. Cichocki przepraszając, prosił go o oświetlenie miejscowości dla odszukania mieszkania. Nieznajomy poświecił zbłąkanym z nadzwyczajną uprzejmością, aż przy pożegnaniu zapytał:
Strona:Posażna panna.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.
— 59 —